czytam wielkich poetów z nadzieją
że coś we mnie zostanie z tego
ich fizycznego bólu i cierpienia
które są wyczuwalne pod opuszkami palców
głaszczę każdy wiersz poczynając od tytułu
a kończąc na puencie żeby nic mi nie umknęło
szczególnie to co ukryte gdzieś między wersami
bo może nagle zabrakło odpowiedniego słowa
gdyby jeszcze dodać trochę lęków i frustracji
i wymieszać z odrobiną niespełnionych pragnień
to nagle się okazuje że oni wcale nie umarli
tylko żyją we mnie i w moich koszmarach