21.02.2014


20.02.2014

Sleeping poet


19.02.2014

Ekwilibrystyka języka

umiejętność przypinania cudzych kwiatów
do własnego kapelusza w ten sposób
na ruinach Rzymu zbudowano nowe miasto
rozbieram wzrokiem marmurowy posąg
który zdobi centrum handlowo-rozrywkowe
w miejscu gdzie powinna była być świątynia
łatwo jest rozpoznać siedem znajomych taktów
w nowym utworze ku czci Poncjusza
przecież kiedyś sam kradłem czereśnie
bo tamte u sąsiada były słodsze
wreszcie jacyś wandale odrąbali mi dłonie
ale ktoś się lituje i rzuca dwa euro
a ktoś inny bierze mnie pod pachę
i wyrzuca do Tybru

Delirium

wszystkie myśli zebrane
i złożone do plastikowego wiadra
nie chcę umierać synku
jest zagnieżdżone gdzieś z tyłu głowy
tam gdzie mieszkają największe świętości
o których chciałoby się zapomnieć
ale nie wypada o tym tutaj głośno rozmawiać
proszę traktować to miejsce jak cmentarz
oko patrzy na mnie tak przenikliwie
jest czyste inaczej niż zamglone oczy starców
dziewczynka lat sześć i wszędzie ślady krwi
chyba wypada w tym miejscu przyklęknąć
pamiętam jeszcze Pańskie Przemienienie
na straganach były różnokolorowe lizaki
i wata w ogromnych ilościach od której mnie mdli
być może to był najpiękniejszy umysł
nie mam kogo zapytać
wychodzę i idę do domu żeby się położyć
w pokoju obok ktoś bliski majaczy
ale ja się od tego oddzielam grubą ścianą
z napisem GŁOWA
wykonanym czarnym markerem

18.02.2014

Przekujmy zbroje na szpileczki

ach cóżem ci zawinił matko
żeś mnie zrodziła w takich czasach
jam Johnson-Baby nie namaszczon
pięcioramienna bździ się gwiazda

jeszcze nie zakrzepł krwawy grudzień
budowa huty podpisana
a ja bez ostróg w jednym bucie
mlecznego baru się domagam

przeklęty powstań ludu ziemi
wesoło sączy się z głośnika
to tu zrodzona między swemi
nadzieja chłoporobotnika sika

pod siebie

Bezradność popycha mnie do pisania o miłości

zaproponowałbym ci wieczną miłość
ale chyba najpierw wypadałoby zapytać
czy masz chęć żeby się ze mną stąd wymknąć
przemkniemy niepostrzeżenie przez kuchnię
do oranżerii a stamtąd
wyskoczymy prosto na parkową alejkę
nie bój się
o tej porze roku powinna tu być gruba warstwa liści
ukryjemy nasze ubrania złożone w kostkę
i będziemy biegać tak jakby już nigdy nic
po jakimś czasie zmęczymy się i ty powiesz
że mnie nigdy nie kochałaś a ja się przyznam
że cię kilka razy zdradziłem śniąc o innej
ubierzesz dzieci i wyprowadzisz się do matki
skoczę z mostu
a kiedy do mnie wrócisz zapytam
czy moja propozycja jest nadal aktualna
popatrzysz na mnie zalotnie mrużąc oczy

17.02.2014

Żeby gdzieś kiedyś kogoś jakoś tak poruszyć

wszyscy czekają jakiegoś znaku jak zbawienia
rozmnożenia albo przemienienia czegoś w coś innego
oczekiwania są zawsze bardzo duże szczególnie
jeśli komuś uda się raz na jakiś czas opowiedzieć
o czymś w taki sposób że ktoś kto tego słucha
odniesie wrażenie że właśnie na coś takiego czekał
od dłuższego czasu i gdzieś w głębi serca poczuł
że uległ jakiejś wewnętrznej przemianie i odtąd
stał się kimś lepszym czy jakoś tak

Odpowiedzi bez pytań

najlepiej
jak mi to powiesz
tuż przed trzaśnięciem drzwiami
które być może zagłuszy
tych kilka ostatnich słów
co bolą najbardziej

to jasne
że nie zrozumiem
i będę się miotał biegając
od okna do okna
w poszukiwaniu odpowiedzi
na te wszystkie pytania

których nie zdążyłem zadać

16.02.2014

Świat

świat składa się z żółto-słomkowych łanów
falujących aż po horyzont
i lazurowego sklepienia nad głową
co jest chyba nie do odtworzenia
na płótnie białym
jak tamta lniana koszula
której rękawy wydają się płynąć
przy akompaniamencie polnych ptaków

zmrużą się oczy od złocistego blasku
gdy ręce złożone nabożnie
rozetrą wybrany z tego bezkresu kłos
odpowie on na najważiejsze pytanie
czy wystarczy chleba
włożona między zęby drobinka jest twarda
i już nadeszła pora żeby rękaw
wykonał w powietrzu znak krzyża

bo przecież bez Boga ani do proga
a za progiem trzeba splunąć w dłonie
tak jak to robił ojciec
po którym zostały jeszcze trzy topole
posadzone na pamiątkę za domem i blizna
przecinająca policzek na pół

14.02.2014

Zafrasowanie w wianku na głowie

1.
monotonia rustykalnego widoku
gdzie w zamyśle tylko żółć i błękit
przedzielone cieniutką kreską horyzontu
jest zaburzona przez plamy polnych maków

2.
nie śniło się filozofom ale ja widziałem
matkę stąpającą po zielonej tafli pośród
trzepotu skrzydeł i skowytu wioskowego szczeniaka
który rozdarł sierpniowy poranek na dwoje

3.
ilekroć wbijam klin między surowe włókna
próbując oddzielić ból od przyjemności
zadaję sobie pytanie jakie to drzewo
zdołało unieść wszystkie moje grzechy

Epilog
polne kwiaty wplecione
w cierniową koronę
przyniosą ulgę
dla naszych oczu zmęczonych

Autobiograficzny zapis z mojego magnetofonu

najbardziej mi szkoda
szpulowego magnetofonu Unitra
na którym było dokładnie zapisane
całe moje beztroskie dzieciństwo
z generałem Wojciechem Jaruzelskim
Cheri Cheri Lady przepisane fonetycznie
dla mojej pierwszej miłości
i jak sobie staliśmy w kolejce po masło
trzymając się za ręce
wąwozem jechały czołgi i wszystko się trzęsło
ale tego nie zdążyłem nagrać
siostra płakała
a matka modliła się do Matki Boskiej
kołysankami w wykonaniu mojej babci
można było obudzić wszystkich zmarłych
gdy znosiliśmy trumnę po schodach
siostra dostała histerii
a ojciec krzyczał
bo wolał żebym był działaczem opozycyjnym
za każdym razem kiedy brałem do ręki akordeon
było mi smutno
gdy rozeszły się drogi
Thomasa Andersa i Dietera Bohlena
wszystkie teksty spisałem
a jeśli czegoś nie pamiętam
to się wtedy modlę do świętego Judy Tadeusza

13.02.2014

Na zakończenie

i just felt like running

odsłoniłem przed tobą
wszystkie tajemnice
mojego życie wewnętrznego
i teraz jest mi zimno

nie dotrwam do świtu
jeśli mi nie powiesz
że było warto posłuchaj
być może ostatnich taktów

przytul się do mnie
bo nie śmiem cię prosić
żebyś ty też mi pokazała
swoje wnętrze zanim
wyschnie rosa na policzkach

znieruchomieje linia horyzontu
a przeraźliwy pisk
z tysięcy ptasich gardeł
oznajmi światu
że właśnie dla jednych
coś się skończyło

12.02.2014

Mamo, mamo coś ci dam

tam gdzie ta sterta liści
kiedyś rosły fiołki
pamiętasz? stawialiśmy je
w kieliszku na stole
tamta ścieżka wiodła do domu
i dokładnie w tym miejscu
czekała nasza matka
wcześniej trzeba było wejść
przez ciemną sień do środka
tutaj była kuchnia
a pod oknem stał stół
ja trzymałem kwiatki za plecami
w ten sposób
ona się uśmiechnęła i zapytała:
co tam synku chowasz?
wtedy bura kotka uniosła głowę
a ja wyrecytowałem mój pierwszy
i chyba najważniejszy wierszyk
który mi pozostał w pamięci
jest jeszcze pusty kieliszek

Los Bandidos De Brudno Literationes

porozmawiaj z nią
albo włóż jej język miedzy zęby
bum bum bang bang odbija się echem
a zaraz potem uuu zwielokrotnione
miasto zasypia i tylko zbóje nie mogą
nie gadaj tyle tylko włóż jej rękę
no dalej przecież ona liczy barany
w czarnych foliowych woreczkach
i co jeszcze nie jesteś entertained?
to po co tu przyszedłeś wędrowcze?
uczucia wyższe zostawiamy w bramie
bo namiętność jest wypisana na ścianach
z braku umiejętności rysowania wagin
koślawy fallus symbolem zmierzchu
hau hau szczeka pies rasy pitbull
a w ślad za nim cała sfora
z dzielnicowego komisariatu
dobry wieczór dowód osobisty proszę
nie czas i nie miejsce na amory
ale poezja jest i owszem ponadczasowa
obywatelu

11.02.2014

Blair Witch Mushrooms Project

kiedy mnie złe wodzi po lesie
a dookoła tylko szatany
łypią spod kapeluszy
modlę się
o jeszcze jednego grzybka
obchodzę to samo drzewo kilka razy
zagubionych grzybiarzy pogański rytuał
i trzask
złamanej gałęzi bo jakie licho
mnie podkusiło wybierać się samotnie
do obcego lasu co szumi złowieszczo
kilka kroków i podrywa się
spłoszony ptak
a spocona dłoń ściska rękojeść noża
jedynego obrońcy
i koszyk dziurawy niech będzie mi tarczą
kiedy wreszcie trafiam na skraj lasu
staję oko w oko z rogatym potworem
rasy mlecznej Holsztyno-Fryzyjskiej
ryczy na mnie żebym ją wydoił
zgiń przepadnij
żegnam się pospiesznie i pędzę
udusić moje grzyby w śmietanowym sosie

Zła pora na kąpiel

tańczcie tańczcie dziewczęta
malowane nad zielonym stawem
chłopcy wypiją za wasze zdrowie
ciała jędrne rumiane twarze
kołyszą się szuwary
do dna do dna za warkocze
ciągnie ręka zwodnicza
aż tęczowe bąbelki
na spienionej wodzie pękają
prawda wypłynie nazajutrz
a święty Jan i tym razem nie zdążył

Pora obiadowa

gdy ty piałeś koguciku kurodziobku
z wysokości glinianego garnka z jednym uchem
opuszczonym biesek przez wieś przemykał
cichuteńko opłotkami leciuteńko się unosił
biały dymek z letniej kuchni zapach
gotowanego mięsa z kością
niezgody rzuconej przez złego pomiędzy
domy drewniane kryte a słońce się odbija
jak od niklowanych hełmów gdy obce wojsko
maszeruje środkiem uniesione lufy
kostuchy ślepia zaglądają do okien
gore! gore! stodółka w samym środku wszechświata
oczy przewrócone do nieba w wojskowej kuchni
bulgoce rosół Mittagessen samt Nachtisch

Letnia przygoda nad jeziorem osobliwości

jeśli tylko chcesz ukochana
możemy brodzić pośród wysokich traw
odurzeni zapachem polnych kwiatów
aż dojdziemy do tajemniczego jeziorka
o którym wiedzieliśmy tylko ja i Bóg
zanurzymy stopy w chłodnej wodzie a potem
nauczę cię splatać palce
tak żeby nie uronić ani kropli
opowiesz mi te wszystkie niesamowite historie
co ci akurat przyjdą do głowy
a ptaki zaśpiewają nam swoje stare szlagiery
których motywem przewodnim jest namiętność
i dopiero na koniec szepniesz mi cichutko
że mnie już nie kochasz

10.02.2014

Pozbywanie się złudzeń

nie widzę postaci tylko ich wydłużone cienie
układają się na kształt tarczy zegara
ja stoję po środku a one kręcą się
do melodii którą ostatni raz słyszałem
będąc dzieckiem

wyciągam ręce bo tęsknię za czymś więcej
niż tylko popękana kora parkowych drzew
wtedy one podrywają się spłoszone
żeby za chwilę zniknąć w gęstwinie gałęzi
i pozbawić mnie złudzeń

8.02.2014

Happy Birthday Mr. President

twój lukrowany uśmiech
i dwie wisienki
wciśnięte w oczodoły
sprawiają że nie wiem czy
siedzi w tobie M. Monroe
czy może jednak A. Capone
jeszcze ten huk
truskawkowych piccolo
w połączeniu z fałszywym sto lat
a wszystko chyba tylko po to
żeby nie zasnąć pod stołem
bo wtedy zamiast świeczek
postawisz mi znicz

7.02.2014

Zbrodnia doskonała, opisana w sposób daleki od ideału

na wpół-leżąc
ze współczesnym atrybutem władzy w dłoni
(tutaj w zależności od wyobraźni
mógł to być pilot ale mogło być dużo gorzej)
przykryty ciepłym pledem w kolorze purpury
z dodatkiem zgniłej zieleni za oknem
Pan (proszę traktować bardziej jako formę
grzecznościową niż tytuł)
obmyślał misterny plan (ewentualnie uknuwał)
okropniej zbrodni

w tym miejscu proszę sprawdzić czy w pobliżu
nie ma osób nieletnich bo będzie się działo

ów plan
chodził mu po głowie od tygodni
(jeśli nie od miesięcy)
był chyba równie intrygujący co rozwój wydarzeń
w jednym polskim serialu na M.
może już przejdę do sedna bo wyczuwam
że większość czytelników właśnie robi sobie
przerwę na kawę tudzież herbatę

uwaga!

(wyjawię ofiarę której imię zrekompensuje
państwu cały trud dotarcia
aż do tego miejsca)?

N-u-d-a

6.02.2014

Rytualny zabieg oczyszczająco-pielęgnacyjny

nie umiem wyczytać
z tych kilku orłów i reszek
rozsypanych na dłoni
czy było warto albo
ile można poświęcić
więc wyrzucam wszystko
choćby najmniejszą gorycz
(nie przywiązuję się do rzeczy)
i nasłuchując odpowiedzi
zanurzam twarz w święconej wodzie
wierzę w jej kojące właściwości
bo na koniec czuję się
wypielęgnowany i oczyszczony
wychodzę i idę prosto do nieba

5.02.2014

Uliczny sprzedawca papierosów

nawet nie widać kręgów
na ledwie muśniętej
powierzchni kałuży
co na krótką chwile
zamienia się w cudowny obraz

stoję na wyciągnięcie ręki
i chyba mógłbym dotknąć
rozpiętych skrzydeł płaszcza
poczuć na twarzy lekki powiew
ale się boję

sens mojego istnienia
to jest ten właśnie moment
później jest tylko brudna ulica
która z każdą następną godziną
robi się czarna i pusta

aż się nie mogę doczekać jutra

Dzień-ciołek

wesoło świeci słonko
i twarz bez szczypty pudru
do nieba leć biedronko
na pączku dużo lukru

a kiedy się rymuje
przy pełnym audytorium
nie ważne czy smakuje
nagrobne lapidarium

zmiażdżonej muchy truchło
i już nie po raz pierwszy
bo jutro będzie futro
a dzisiaj będzie wierszyk

Cztery pory roku

kiedyś wyrośnie tu zboże
pszeniczne łany będą falować
za każdym poruszeniem rozgrzanego powietrza
tutaj znajdą schronienie polne zwierzęta
a na niebie zatańczą ptaszki najpiękniej
jak to tylko one potrafią

ale niech już spadnie śnieg
i niech zasłoni niespełnione nadzieje
spisane na kawałku papieru przesiąkniętym
prawdziwym uczuciem i tęsknotą za domem
a gdy rdza uprzątnie stalowe szkielety
do ostatniego guzika

nadejdzie wiosna

2.02.2014


Ja, cisza i on

kiedy mu powiedziałem
ze go już nie kocham
uniósł się lekko w fotelu
a potem
ostentacyjnie zagasił papierosa
na wyciągniętej dłoni
jakby chciał mi pokazać ze to on
jest tutaj prawdziwym facetem
i rozstaliśmy się bez jednej kropli
deszczu

kiedy czekał na mnie na lotnisku
z ciepłą kurtką
udawałem
że nie jest mi zimno
połamaliśmy się opłatkiem
bez jednego słowa
i wtedy on mnie zostawił
czasem przychodzę do niego pogadać
ale milczy jak prawdziwy
facet

Co ja właściwie tutaj robię?

chciałbym to wszystko policzyć
podzielić na typy podtypy gromady
usystematyzować tworząc jakieś kategorie
może w zależności od barwy głosu albo koloru
skrzydeł

ale kiedy pomarańczowe słońce kładzie się
na wierzchołkach dębowego lasu
a wiatr delikatnie kołysze gałązkami
żeby mu zaszumiały najpiękniejszą melodię
zapominam

1.02.2014

Data urodzenia

kazałeś mi wybierać pomiędzy życiem wbrew sobie
a przedwczesną śmiercią na przekór tobie
być może to jest tylko kolejna próba ognia
i potem będzie już śmietankowy tort z wisienką
gdzie każde jego piętro to jest inna łaska przełożona
słodko-kwaśnym poczuciem dobrze spełnianego zadania
jest dobrze bo mogę wreszcie wykrzyczeć na całe gardło
urodzinowe życzenia gdy obcy ludzie poruszają tylko ustami
szepcą gorzkie żale albo recytują okolicznościowe wiersze
nie wnikam kto co ma na sumieniu i co dźwiga na plecach
ja w każdym razie nie będę teraz klękał
wszędzie jak okiem sięgnąć aż się roi od czarnych mamb
one czyhają na moje potknięcie żeby zdecydować za mnie
chyba jednak masz rację że muszę wrócić i stawić czoła
tym wszystkim demonom od którym uciekłem aż tutaj
może się okaże że to ja dorysowałem im rogi flamastrem
jest grudzień tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego
warto zapamiętać tę datę bo wtedy się urodziłem
po raz drugi