to chyba nie jest wiersz o kolejce Piko albo Panu X
kiedy wysiadłem na tamtej stacji
bez wulgaryzmów uniesionego fallusa
czy choćby numeru telefonu do lokalnej dziwki
ale zmniejszony do rozmiarów krasnoludka
zagubiony w zupełnie mi obcym świecie
w którym nawet drzewa rosły jakby od linijki
na próżno szukałem znajomego widoku
pijaka mamrocącego swoją autobiografię
albo jakiegoś kundla który sobie upodobał pociągi
nic od czego można zacząć zwyczajne życie
bez sztucznych uśmiechów na plastikowych twarzach
i tego nieznośnie duszącego zapachu świeżości