1.07.2014

Przybycie Pana Z Do Miasteczka W

to chyba nie jest wiersz o kolejce Piko albo Panu X


kiedy wysiadłem na tamtej stacji
bez wulgaryzmów uniesionego fallusa
czy choćby numeru telefonu do lokalnej dziwki

ale zmniejszony do rozmiarów krasnoludka
zagubiony w zupełnie mi obcym świecie
w którym nawet drzewa rosły jakby od linijki

na próżno szukałem znajomego widoku
pijaka mamrocącego swoją autobiografię
albo jakiegoś kundla który sobie upodobał pociągi

nic od czego można zacząć zwyczajne życie
bez sztucznych uśmiechów na plastikowych twarzach
i tego nieznośnie duszącego zapachu świeżości

Wiersz-konglomerat na początek sezonu, w którym na próżno się doszukiwać oklepanych wątków miłosnych, nawet w formie ilustracji do książki

Sezon dopiero się zaczyna
a wygląda tak
jakby się miał skończyć
gdyby nie zapach gotowanego bobu

trzymam język za zębami
ale aż mnie korci
aby się wślizgnąć w łyżwy
które stoją dzisiaj tak wdzięcznie

lipowy pan x patrzy na mnie
i marszy czoło
kiedy powielam stare żarty
chociaż nikt nie ma ochoty na nowe

chyba muszę wyjechać
na dzień albo dwa
żeby sobie wreszcie przypomnieć
jak się włącza światło nosem