8.10.2013

Biały bez wiersz ja i ona

szaro-bure zewnątrz zniechęca
do wystawiania nosa poza
ale wewnątrz jest taki bałagan
że ja nie ma gdzie postawić nogi
ona zagania ja do wyniesienia śmieci
bo jeśli nie to się! najlepiej przez okno
ale ja przykleiło wzrok do ona z tyłu
które na kolanach próbuje ogarnąć
wewnątrz lubi być w nieładzie i ja
ona ma takie krągłe z tyłu że popatrzeć
już zapisana cała rolka srajtaśmy?
wsunięta do ubikacji woła a ja drapie
to tu to tam była wena i poszła
spuszcza wodę głowę od śmieci klapę 

zostały już tylko te krągłości ona

Życie jest piękne

promyk słońce odbija się od czystego ostrza stali
i pada pomiędzy czerwonozłote liście klonu
na mięciutkim dywanie leży ciało w modnej jesionce
niebieskie światełka migocą w oknach kamienic
jak słoneczne refleksy na  tafli oceanu
słychać syreni śpiew coraz dalej i dalej
nieskazitelna biel szpitalnej kołdry wyłania się z mroku
wraz z pytaniem który to dzisiaj dzień
jest październik piątek mówi uśmiechnięta twarz
w drucianych okularach w których widać drugą
i ta druga też próbuje się uśmiechać chociaż z trudem
jeszcze krótka pogawędka pytanie o nazwisko wiek
oraz czy ta twarz odbita w okularach paliła papierosy
bo należy zerwać z nałogiem i będzie dobrze
uśmiechnięta pani wpuszcza troszkę świeżego powietrza
przynosi dwie kromki z pasztetową i herbatę
czy mogę pożyczyć telefon pyta człowiek
ten leżący na wyspie z nieskazitelnej bieli
krótka rozmowa tak dostałem nożem
jak wysiadałem z tramwaju a co u ciebie? u was?
wczoraj kupiłam czarną sukienkę na wyprzedaży
dzieci budzą się w nocy
jutro ci przyniosę domowe ciasto i kawę w termosie
poproszę to szpitalne jedzenie
jest obrzydliwe