13.06.2013

Garderobiana z rekwizytorem

bez wyszukanej scenografii
ot kilka krzeseł na oparciu
jego czarne skarpety kontrastują
z jej białym biustonoszem
miłości akt pierwszy odgrywany
po raz dziesiąty w tym miesiącu
a ona taka naturalna nie umie grać
bez publiczności ale z poświęceniem
odgrywa jego żonę a może kochankę
bo żona czeka w domu obiecał
że po przedstawieniu zrobi zakupy
chyba zapomniał kwestii
bo bez słów zbiera swoje rzeczy
i zbiega ze sceny a ona zostaje

Lekcja, którą otrzymałem o godzinie 13:47

na kolana i nie unoś czoła
kiedy podniesiony łeb
jak źdźbło trawy sterczy
z ziemi do której należysz
jeden błysk ostrza
i strącona pycha
co chce sięgnąć nieba
w bezdenną otchłań
zapomnienia przez Boga
bo dla ludzi los twój
przysypany piachem
już od chwili narodzin

Pod powiekami

niech jutro się nie zbudzi
bo chwila ta jest droższa
niż cała wieczność może

lekkim kołysaniem bioder
tańczysz do śpiewu fal
klaszczących o nabrzeże

czuję opuszkami palców
rytm co wprawia ciało
twoje w słodkie drżenie

ukryje je pod powiekami
żeby mi było już na zawsze
dla smutnych oczu ukojeniem

Nie wiem

jeszcze nie wiem czy zdążę
znaleźć receptę na nieśmiertelność
czy Bóg mi pozwoli napisać
te kilka słów po których ludziom
wyrastają skrzydła aniołów żeby
już nigdy nie dotknęli ziemi

jeszcze nie wiem czy zdążę
wyrwać się ze szponów
złych wspomnień co jak sen
odbierają spokojny oddech
o który proszę Boga
budząc się w środku nocy

jeszcze nie wiem czy zdążę
uciec od tych słabości
które siedząc na plecach
każą mi pełzać jak robak
tuż przy ziemi i lizać słowa
żeby ich skrzydła były ciężkie
i nie uniosły się do góry