24.06.2014

Window


Rysunek na gładkiej powierzchni

Słonce zawisło albo je ktoś powiesił
na tle brudnoszarego kłębowiska
które powinno mieć inną nazwę niż ta
ogólnie przyjęta przez osobniki
robiące wszystko żeby się tam dostać

i jeszcze te żałośnie betonowe pudełka
rozsypane przez pijanego architekta
któremu najwidoczniej było wszystko jedno
bo właśnie odkrył że praca jest po to
żeby sobie zrobić dłuższą przerwę od życia

przechodzę przez ten koszmar uzbrojony
w coś co chyba tylko z nazwy jest płaszczem
kapeluszem przyciemnianymi okularami
oraz papierosem i koniecznie bez filtra
ponieważ w zaistniałych okolicznościach

raczej mi nie wypada tego przedłużać

23.06.2014

konik polny i boża krówka

na trawniku pod blokiem urosły pieczarki
ogromne jak deserowe talerze
matka
siedzi w kuchni i płacze
mamo dlaczego płaczesz? pytam
to od cebulki do tych twoich muchomorków
syneczku
czy wiesz że w krzakach mamy tajną bazę?
tylko pamiętaj bądź grzeczny
pamiętam
jak co rano latała po chleb i bułki
aż kiedyś już tam została
niebo
leżymy sobie z chłopakami na trawie
każdy o czymś marzy albo za kimś tęskni
ojciec
w pokoju na wersalce
gapi się w sufit i słucha radia
czasem skacze na jednej nodze do ubikacji
a ja
nie mogę znieść tego rzępolenia

17.06.2014

Być może odejdę bez słów

ramiona się wzruszą do łez
w oku zakręci się droga
a przeszłość zaskomli jak pies
że nowy rozpoczął się rozdział

i gdzieś zarumieni się chleb
gdy oczko puści mu rosół
jak głupi zaśmieje się ser
pokrywka podskoczy wysoko

opadnie mgła albo kurz
być może odejdę i już

16.06.2014

Słodko-gorzkie wiersze-kuleczki

czy pamiętasz matko przenajświętsza
jak mówiłaś że jeśli będę niegrzeczny
to mnie porwie dziad i wsadzi do worka?
widziałem tego dziada podszedł do mnie
bałem się że to już czas że już nigdy
nie poprowadzisz mnie za rączkę po schodach
ale to ty z nim poszłaś

zostawiłaś tęsknotę za kromką chleba
smarowaną twoją ciepłą ręką większą od mojej
i garścią poziomek na łopianowym liściu
jeszcze mokrym od deszczu
długo pływał po mojej poduszeczce
cudownie zamieniony w statek
aż do ostatniej odrobinki słodyczy

piszę do ciebie na kartkach
wyrwanych z zeszytu od religii
i zwijam je w słodziutkie kuleczki
a w pokoju czuć jeszcze
obrzydliwie gorzki zapach łopianu

Stary i śmierdzący album ze zdjęciami

uliczni sprzedawcy pelargonii
krwistoczerwonych bladoróżowych
a na koniec białych jak prześcieradła
albo obieracze soczystych jabłek
i ucieracze ich na tarkach
o dużych smutnych oczkach
kłębią się chmury nad miastem
zawiniętym w czarną wstążkę głównej ulicy
dlaczego już nikt nie śpiewa pod balkonem?
jeszcze tylko niczyje koszule
huśtają się na sznurze
bezpańskie spodnie skarpety
i psy obsikują każdy wolny skrawek
tam rożek zagięty a tam naderwany
siwa broda poplamiony surdut rozdarty
z kapelusza unosi się duszący dym
zapach palonych liści i starych książek
kraczących nad głową w niezrozumiałym języku
nie dodam was do przyjaciół! odgrażam się
samym środkiem toczy się wózek mleczarza
na nim siedzi śmierć blada jak kartka

Kółko i krzyżyk

mieliśmy do wyboru
połówkę zachodzącego słońca
albo komin starej cegielni
wybrałem dla siebie zachód
nie lubię leżeć bezczynnie
więc próbuję zakreślić nogą
brakujący fragment
ty wybrałaś część z kominem
opowiadasz mi o nich wszystkich
i rysujesz dużym palcem
na każdej cegle krzyżyk
a ja się modlę
żebym się kiedyś nie zamienił
w jeden z takich krzyżyków
lub żeby moje koło
było zbliżone do ideału

13.06.2014

To dobrze, że jest noc

Wyglądasz jak kompilacja Matki Boskiej
mojej matki i przeciętnej kobiety
spotkanej w barze albo na przystanku
gdy słabe pomarańczowe światełko
na chwilę rozświetla twoją twarz
szkoda że to wszystko trwa tak krótko
przerywasz ciszę a ja się rumienię
dobrze że jest noc odpowiadam
chyba się uśmiechasz biorąc moją rękę
i kładąc ją na swojej piersi
żebym wreszcie poczuł się pewniej
można ciebie odczytywać na różne sposoby
mówi któreś z nas
a ja pozwalam ci zgasić papierosa
na mojej dłoni ponieważ każda miłość
powinna kończyć się bólem

Stary niedźwiedź mocno śpi

przeżyłem już niejedną wojnę na śnieżki
zastępy aniołów z rozprutych poduszek
i szczęk łyżek podczas niedzielnych bitew
o najrumieńszy kawałek kurczaka
z ziemniaczkami przyprószonymi koperkiem
mizerią i kompotem z wiśni do strzelania
pod stołem w nogi wrogów wrogiń i wrogiątek
walczyłem jak walczył mój dziad i ojciec
o kubańskie mandarynki na wigilijny stół
kwaśne jak uśmiechy zwycięzców z pól bitewnych
kiedy zatyka nozdrza smród rozkładających się
kotów i psów niewinnych ofiar postępu
oraz brawury ludzi o duszach wojowników
i rozumie trwale nienadającym się do służby

11.06.2014

National Gallery w pudełku po butach

czarno-białą przeszłość
można zmieścić
w tekturowym pudełku po butach
kupionych na Marywilskiej 44
u Polaków
mają wąskie czuby
i cienkie sznurowadła
które się ciągle rozwiązują
poobcierałem sobie w nich stopy
i chyba ogłuchłem kiedy osiągaliśmy
wysokość przelotową
vis-à-vis National Gallery
zjadłem kanapkę z wędliną
jajkiem pomidorem i sałatą
do tego English Breakfast Tea
oraz słodkiego ślimaka z rodzynkami
staram się nie myśleć o pudełku
oglądam obrazy wielkich mistrzów
w każdej sali szukam wzrokiem
wolnego miejsca
albo skaczę na jednej nodze
jak po wyjściu z basenu
a otwartą dłonią uderzam się w skroń
i tak nikt tutaj na mnie nie zwraca uwagi
może z wyjątkiem kobiet na obrazach
które wydymają wargi
lub wypinają gołe pośladki
to wszystko chyba
przez zawartość pudełka
nie wiem ile bym teraz oddał
za cierpkość dzikiej gruszki
i zapach łopianu
pomieszany z czarnym bzem

9.06.2014

Przepraszam

jeszcze przez studia
nosiłem wyidealizowany obraz wszechświata wsunięty za okulary
idąc krakowskim przedmieściem widziałem
niewymuszone uśmiechy na twarzach
budynki ulice a nawet książki
miały tylko dobre strony
pod domem towarowym sezam
sprzedawali najsmaczniejsze hamburgery
z plasterkiem ananasa
chyba najłatwiej mi szło z rodzicami
ale nie będę się nad sobą rozczulał
a kiedy pracowałem w księgarni
z naszego okna widać było fontannę
za tysiąc sto złotych
mogłem sobie kupić wszystko
najsmaczniejsze orzeszki w karmelu
sprzedawał pewien przesympatyczny człowiek
pod kościołem ojców kapucynów
to tutaj cały lublin chodził do spowiedzi
kilka razy wróciłem do domu piechotą
szło się przez stare miasto
później po prawej był zamek
a po lewej wzgórze czwartek
moje liceum
dalej kościół nmpww
kirkut
i już nawet nie pamiętam
kiedy pojawiła się rysa

Krótka fascynata nad życiem albo o sprawach okołocielesnych

Poranne słońce próbuje przeniknąć przez matowość szyby
żeby wylizać z naszych stóp trudy dnia wczorajszego
a do ciał oklejonych mokrą pościelą powraca
konstytutywny element struktury bytu człowieka
z dalekich wędrówek po zaświatach albo bliskich

Koniec

Odurzeni zapachem kwitnących traw
myśleliśmy że ten pomost jest całym naszym światem
i że ktoś rysuje zaczarowane kręgi na jeziorze

świerszcze wykonywały fragment
kiedy Zygfryd spotyka Odettę i zakochuje się w niej
na wodzie tańczył zespół baletowy złożony z pluskwiaków

kiedy byłem głodny brałem
twoje dojrzałe sutki a ty karmiłaś mnie najczystszym uczuciem
spróchniałe deski jęczały w ekstatycznym uniesieniu

nadleciały potwory-iluzjoniści
początkowo pojedynczo i dla niepoznaki ubrane w niewinną biel
żeby po chwili nakryć wszystko czarną peleryną

i wtedy zrozumieliśmy że to koniec

5.06.2014

Koncert

Przyjmijmy że mój pokój
to duża mroczna sala
a przez przysłonięte okno wpada
wąski snop światła i kładzie się
dokładnie w tym miejscu
na którym aktualnie siedzę
Przebieram nerwowo palcami
i chociaż przykurzony klawikord
jeszcze nic nie zagrał
pyłki z przydomowej topoli
tańczą w powietrzu jak oszalałe
słychać pokasływanie zniecierpliwionej widowni
(przyszła chyba tylko po to
żeby mi udowodnić że nie tędy droga)
albo to mój ojciec
odpalił kolejnego papierosa
w samobójczym geście desperacji
skrzypnęło krzesło gdzieś na końcu
a w ten sposób skrzypią tylko drzwiczki
w szafce nad zlewem
tam gdzie trzymamy leki po matce
zastanawiam się co mam zagrać
żeby wreszcie rozpędzić mrok
i zobaczyć ludzkie twarze
na pewno będzie to coś długiego
bo uwielbiam kiedy do tego wszystkiego
dochodzi jeszcze ból nadgarstków

Jak umiera poezja?

ścierwo poezji leży na chodniku
rozjechane po stokroć
przez pijanych krytyków

tłoczą się tocząc ją białe robale
a gdy się już przetoczą
to nie koniec wcale

nadlecą kruki i wrony z oddali
wydziobią co zostało
razem z robalami

ptaszek jak wiadomo pożywką dla kota
kota gonić pieska
naszła dziś ochota

a psa wszyscy wiemy ciągnie do człowieka
człowiek jak to człowiek
nie zadrży mu ręka

chwyci psa za kołnierz i na dwór wyrzuci
pies obsika furtkę
pójdzie i nie wróci

jaki z tego morał? spytam retorycznie
poezja moi mili
umiera cyklicznie

4.06.2014

Zabawa w kotka i myszkę

już nie pamiętam czy to ja uciekłem wzrokiem
czy może raczej ciebie oczy poniosły
jeszcze przed chwilą wodziłem za tobą spojrzeniem
aż znalazłem się w martwym punkcie

gadają że przepadłaś jak kamień w wodzie
złośliwi to nawet że trafił cię jasny szlag
a ja nie potrafię zrobić kroku bez ciebie
i wciąż mam nadzieję że się tylko ze mną bawisz

w kotka i myszkę

2.06.2014

Dzień dziecka

jakby to było wczoraj
pamiętasz?
mnie jest o wiele trudniej
czasami chciałbym zasnąć
i się obudzić bez wspomnień
albo żebym mógł wybrać
tylko te najlepsze zabawy
to nic że nigdy nie było czasu
dzisiaj jestem żołnierzykiem
bez podstawki
a ty leżysz i udajesz
że dostałeś prosto w serce
twarz ukryta za bukietem chryzantem
żebym przypadkiem nie zauważył
że się uśmiechasz