otworzyła grodzie powiek
i popłynął wodospadem po policzkach
a w każdej kropli była jego twarz
odbita z nieschodzącym szelmowskim uśmiechem
aż poirytowany wiatr zerwał kapelusz
z indyczym piórkiem i czarną woalką
na wypadek gdyby ksiądz dobrodziej miał chęć
spryskać obficie głowy świeconą wodą
jeszcze ulubiona orkiestra dęta zagrała
coś tam z pamięci głównie po to żeby przegnać
kulawego kundla z kolejki dla rodziny i znajomych
ustawionej do ciepłej konsolacyjnej miski
ktoś miał coś powiedzieć ale dostał biegunki
i skończyło się na odczytaniu wiersza
który się nie nadawał do publicznych odczytań
bo wszyscy parsknęli śmiechem
przez chwilę było jak dawniej i chyba o to chodziło autorowi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz