1.12.2013

Nieschodzący uśmiech

otworzyła grodzie powiek
i popłynął wodospadem po policzkach
a w każdej kropli była jego twarz
odbita z nieschodzącym szelmowskim uśmiechem

aż poirytowany wiatr zerwał kapelusz
z indyczym piórkiem i czarną woalką
na wypadek gdyby ksiądz dobrodziej miał chęć
spryskać obficie głowy świeconą wodą

jeszcze ulubiona orkiestra dęta zagrała
coś tam z pamięci głównie po to żeby przegnać
kulawego kundla z kolejki dla rodziny i znajomych
ustawionej do ciepłej konsolacyjnej miski

ktoś miał coś powiedzieć ale dostał biegunki
i skończyło się na odczytaniu wiersza
który się nie nadawał do publicznych odczytań
bo wszyscy parsknęli śmiechem

przez chwilę było jak dawniej i chyba o to chodziło autorowi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz